W prawdzie minął już rok od naszego ślubu, ale zostawiłam sobie kilka pamiątek, m.in. zaproszenie, które robiłam własnoręcznie. Muszę przyznać, że ta ręczna praca pochłonęła sporo czasu, ale bądź co bądź z końcowego efektu i tak byłam zadowolona! To nic, że wcale nie wyszło tanio. To nic, że nie były idealne. Były NASZE!!! :) no i były złote (jak większość weselnych dodatków).
Aby je wykonać kupiłam odpowiednią ilość papieru, wstążki transparentnej, no i dwa gadżety ułatwiające pracę: pistolet z silikonem oraz gilotynę (Dość tanią, ale idealnie ostrą. Była naprawdę pomocna!).
Zaproszenia robiłam na raty... Najpierw wydrukowałam tekst.. Dla ułatwienia nie uwzględnialiśmy na zaproszeniach nazwisk i imion osób zapraszanych (te wypisane były już później jedynie na kopertach).
Jako, że nie chce mi się paprać z odtwarzaniem zaproszeń i wyszukiwaniem odpowiednich papierów, spróbuję krok po kroku szczegółowo opisać etapy ich powstawania (może miejscami będzie nawet zbyt dokładnie;)
1. Na papierze o gramaturze około 100g wydrukowałam dwa teksty zaproszenia (kartka w poziomie; dwie kolumny tekstu).
2. Z każdego grubego arkusza (gramatura 200g bodajże) wycięłam po 3 kawałki na „plecy” zaproszenia; zaś każdy cienki arkusz przecięty został na połowę, zatem:
na 6 zaproszeń potrzebowałam 2 arkusze papieru grubego i 3 arkusze cienkiego.
3. Zaginanie. Aby twardy papier ładnie się zginał, dobrze jest odcisnąć sobie na nim linię. Ja robiłam to przy użyciu linijki i druta :)
4. Wstążeczkę przycięłam do odpowiedniej długości (szerokość zaproszenia plus 4 -5 cm na zawinięcie brzegów pod spód). Przyklejałam je klejem silikonowym w pistolecie, a następnie zabrałam się za składanie karteczek z tekstem. Należało je składać na 3 pamiętając, że część dolna zostanie schowana (stąd uwaga, by nie drukować tekstu u samego dołu).
5. Karteczki z tekstem przyklejałam taśmą dwustronną, żeby nie przesadzić z silikonem. Następnie dokleiłam odgięcie grubego papieru (tu potrzebny był silikon, bo taśma dwustronna nie chciała trzymać) i w zasadzie byłam już u schyłku swojej pracy.
6. Kokardki zrobiłam osobno, a na końcu przykleiłam je we właściwym miejscu.
7. Dla lepszego efektu wycięłam ozdobnym dziurkaczem kwiatuszki na brzegu zamknięcia koperty, a także na karteczce (w jej środkowej części, z lewej strony).
A efekt kocowy prezentował się mniej więcej tak:
piękne zaproszenia, ja też miałam ręcznie robić na własne wesele ...ale jakoś brakło czasu.
OdpowiedzUsuńWiem jak to jest! Dlatego w nosie miałam opinie wszystkich, którzy twierdzili, że jestem nienormalna, skoro robię zaproszenia pół roku wcześniej :)
UsuńŚliczne zaproszenia. I wcale jesteś nie normalna. Z wiem ile to pracy i poświęcenia kosztuje. Mi też tak często mówią ale i są tacy co i podziwiają to co robię. Pozdrawiam i życzę owocnej pracy. Gosia
OdpowiedzUsuń