Mydło, to aktualnie mój temat nr 1.
No dobra. Jeden z numerów 1 ;)
O ile zrobienie mydełka glicerynowego z gotowej bazy,
to nieskomplikowany zabieg, oscylujący wokół zabawy...
[moje: jedno z czerwonymi serduszkami zatopionymi w bezbarwnej bazie
i drugie z nagietkiem i aromatem pomarańczowym;
(niestety lepszych zdjęć nie posiadam, a mydełek już nie ma)].
.. o tyle mydła sodowe, czy potasowe wymagają zgłębienia wiedzy chemicznej,
co wymaga zdecydowanie więcej zaangażowania.
W ramach nauki i testu zmydliłam sobie metodą "na zimno",
przy użyciu wodorotlenku sodu:
masło shea, masło kokosowe i olej rycynowy i wyszły mi takie urocze mydełka:
Tutaj zaraz po przełożeniu do form:
(te ciemniejsze mają dodatkowo odrobinę glinki czerwonej).
Wiecie co jest najtrudniejsze w robionych mydełkach?
To, że na ich użycie trzeba czekać kilka tygodni... :)
I niestety nie można robić ich z dziećmi
ze względu na użycie silnie działającego środka,
jakim jest wodorotlenek sodu.
Aktualnie studiuję kolejne przepisy i szukam czegoś odpowiedniego dla siebie.
Muszę jeszcze tylko przekonać rodzinkę do używania mydła w kostce ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Są one dla mnie bardzo ważne <3