poniedziałek, 11 listopada 2019

Odkopane zaległości: torty, warkocze, tatuaże i mydło

Wrzucam hurtem to, co mi się przypomniało
(a może raczej znalazło na zdjęciach), 
a na co do tej pory nie znalazłam wolnej chwili...
 
Wakacyjne torty (tym razem superszybkie w dekorowaniu:

1. Tort "Kinder" (dla Amelki)


2. Tort "Beczka" (dla Tomka)


Zawsze zapominam zrobić zdjęcie "przekroju".
Tym razem się udało!
(rzutem na taśmę... ostatni kawałek! :D)


 * * *
Wakacje były też czasem szaleństw. 
Amelki marzeniem było mieć długie włosy, 
więc w ramach prezentu urodzinowego 
zrobiłyśmy włóczkowe przedłużanie włosów :)
 (tak serio, to kupiłam włosy syntetyczne na Allegro, 
ale niestety z powodów logistycznych nie zdążyły dotrzeć na czas, 
więc  trzeba było jakoś ratować sytuację)

 


Były urodziny, były więc też i lizaki bezowe.
Moje pierwsze, nie ostatnie :)

 W dekorowaniu pomagały mi dzieci :)

Były też brokatowe tatuaże (tu tylko przykładowe, trzaśnięte telefonem):
 i tatuaże malowane farbami do ciała:


* * *
Na potrzeby rozpoczęcia roku szkolnego pojawiło się też ręczne haftowanie. 
Nieidealne, ale ileż przyniosło radości, 
że trampki nie są już "takie jakieś chłopięce" :)

* * *
Końcem sierpnia udało mi się też zrobić 
moje drugie w życiu mydło - "Mleczne shea" do skóry suchej.
W składzie: 
masło shea (50%), 
olej kokosowy (25%) 
oraz oliwa z oliwek (25%)




(tylko spójrzcie jak mocno zmieniło kolor w procesie zmydlania) . 

* * *
Jak widzicie - coś tam robię.
Tylko na dokumentowanie wciąż czasu brak... :)

POZDRAWIAM CIEPŁO <3

Alpaki w naszym domu?!

Dzieci motywują,

dzieci dopingują,

dzieci inspirują!

Miłość moich dzieci do alpak trwa już od jakiegoś czasu
(przy okazji polecam Wam kawałek "Żaklin" - nasz wakacyjny hit),
ale odkąd na Festiwalu Szarlotki w Pstrągowej 
mieliśmy okazję głaskać i przytulać te urocze stworzenia...
(jejuśku, jakie one są miękusieńkie i milutkie!),
...stały się one ich ulubieńcami (mało powiedziane).
Jako, że hodowla alpak nie wchodzi w grę 
(serio musiałam im się grubo tłumaczyć), 
trzeba było poszukać rozwiązania zastępczego.
Myślę - kupię im pluszaki! 
A co!
Szybko okazało się jednak, że większość maskotek 
nie spełnia naszych oczekiwań (za małe), 
dlatego przeszperałam moje zapasy tkaninowo - materiałowe, 
narysowałam takie tam coś... dzieci zaakceptowały mój "szkic" no i są
 70 - centymetrowe cudaki:

Przód z minky, tył z tkaniny bawełnianej:



  




Miny Tomka i Amelki, gdy zobaczyli je po raz pierwszy... Bezcenne <3 

Poranek był uroczy - najpierw mali właściciele zabrali swoje alpaki na "Hawaje", 
później pojechali z nimi do "lasu",
a po "powrocie do domu" zajęli się wyborem imion, 
karteczkami na szyję (z nr telefonu na wypadek, gdyby się zgubiły), 
notowaniem w kalendarzach dnia urodzin,
budowaniem zagrody... 
później to już nawet nie wiem co się działo; 
wiem tylko, że przepadli na cały dzień :)

A wieczorem... zaprosili je do swoich łóżek.

U Amelki już trudno było znaleźć miejsce, ale jakoś się udało:


 U Tomka nowy zwierz pełni profilaktyczną funkcję ochraniacza (obok szafka).

Pozdrawiam!!! :)